expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

czwartek, 25 lutego 2010

Zimowy placek z porem.


Lubie wszelkie ksiazki kucharskie, a szczegolnie te, ktore opatrzone sa zdjeciami. Wlasciwie to te zdjecia przyciagaja moj wzrok i to dzieki nim potrafie zainteresowac sie danym przepisem. Czasem jest tak, ze na podstawie fotek wyobrazam sobie sklad i smak danej potrawy. Czesto pod ich wplywem ide do kuchni i gotuje.
W przypadku dzisiejszego placka drozdrowego zaintrygowal mnie zielony kolor pora. To chyba trwajaca zima sprawila, ze zatesknilam za zielenia. We Francji juz pewnie wiosna puka do drzwi, w Polsce ciagle jeszcze lezy snieg. Pobieglam do sklepu po por, piekny i zielony i na przekor wszedobylskiej szarosci zagralam w zielone.



Drozdzowy placek z porem

skladniki:
250g maki
20g drozdzy
1 lyzeczka cukru
sol
150g boczku wedzonego
1 lyza oliwy
1 por
2 cebule
szczypta galki muszkatalowej i pieprzu cayenne

wykonanie:
Make przesiac do duzej miski. Zrobic wglebienie, wkruszyc drozdze, dodac sol i cukier. Wlac 160ml cieplej wody. Zagniesc gladkie ciasto, rozwalkowac na placek wielkosci blachy. Przelozyc na natluszczona blache, uformowac brzegi.
Boczek pokroic w cienkie paseczki i podsmazyc na patelni. Dodac do boczku posiekana w plastry cebule i por. Poddusic. Doprawic sola, pieprzem i galka muszkatalowa. Zestawic z ognia, przestudzic i wylozyc na ciasto.
Ciasto piec przez 25 minut w piearniku nagrzanym wczesniej do 200°C lub do 180°C z termoobiegiem.
Podawac zaraz po upieczeniu.
Smacznego.

Zrodlo "Sol i pieprz" styczeni 2010


piątek, 19 lutego 2010

Slodka pokusa - czekolada



Juz nie raz pisalam, ze czekolada to moja slabosc. Nie ma nic lepszego co wprawiloby mnie w dobry nastrioj jak kostka czekolady. Choc przyznam, ze czesto na kostce sie nie konczy. Nawet zakupy przegrywaja z czekolada.
Kiedys zajadalam sie mleczna lub nadziewana, ale widze jak z czasem zmienia sie moj gust i dzis o wiele bardziej cenie sobie ta z duza zawartoscia kakao.
Mieszkajac jeszcze niedawno na polnocy Francji czesto lubilam pojechac do Belgii, gdzie za kazdym razem ulegalam pokusie i kupowalam mala paczuszke czekoladek.
Zawsze tez mam w domu tabliczke czekolady dobrej jakosci, bo moze nagle okazac sie mi bardzo potrzebna. Nie wyobrazam sobie by tego specjalu zabraklo w mojej kuchni.
Tym razem potrzebowalam jej niewiele, choc moj tort w smaku jest bardzo czekoladowy. Upieklam go juz dosc dawno i az do dzis cierpliwie czekal na publikacje. Wszystko za sprawa "Czekoladowego weekendu", ktory jak dla mnie powinien byc co kwartal ;)




Tort z nutella i gruszkami

skladniki na biszkopt:
  • 3 jajka
  • 80g cukru
  • 60g maki
  • 1 lyzeczka proszku do pieczenia
  • 2 lyzki kakao

wykonanie:
Oddzielamy bialka od zoltek. Bialka ubijamy z cukrem. Zoltka rozmacic i wymieszac z piana z bialek. Na piane przesiac make, proszek do pieczenia i kakao, a nastepnie wymieszac.
Ciasto przelac do tortownicy (24cm).
Pieczemy w nagrzanym wczesniej piekarniku do 180°C przez 20 minut.
Po wystudzeniu upieczonego biszkoptu nalezy przeciac go na dwa krazki.

skladniki na mase:
  • 500g serka mascarpone
  • okolo 8 lyzek nutelli
  • duza puszka gruszek w zalewie

  • czekolada do dekoracji

wykonanie:
Serek mascarpone mieszamy z nutella.

Gruszki odsaczamy z zalewy. Odkladamy czesc gruszek pokrojonych w cwiartki lub osemki do dekoracji, reszte kroimy w kostke.
Mase dzielimy na dwie czesci i do jednej dodajemy gruszki pokrojone w kostke.
Spod biszkoptu spinamy obrecza tortownicy i wykladamy na niego mase z gruszkami. Ukladamy drugi krazek biszkoptu, dociskamy delikatnie. Na biszkopt wykladamy mase bez gruszek. Sciagamy obrecz tortownicy i ta sama mase dekorujemy boki tortu. Nastepnie wstawiamy go do lodowki na 2 godziny.
Po tym czasie dekorujemy wierzch gruszkami, a boki wiorkami z czekolady.
Smacznego!


wtorek, 16 lutego 2010

Ricotta. Jagody. Pancakes.


Po dziesiejszym dniu dochodze do wniosku, ze musze przejsc na diete. We Francji dzis swieto nalesnikow czyli mardi gras. A ja chyba za bardzo wzielam sobie to wszystko do serca i u mnie tez bylo dzis dosc tlusto. Jak automat pochlanialam niezliczona ilosc kalorii. Jutro obudze sie z kacem morlanym i bede omijac wielkim lukiem maja wage lazienkowa. Moze schowam ja gdzies na dluzszy czas.
A tymczasem podziele sie z Wami przepisem na bardzo smaczne i tak samo zapychajace placuszki, ktore znalazlam na francuskim blogu Amuses bouche.



Pancakes z ricotty z jagodami
zrodlo

skladniki:
200g serka ricotta
250ml mleka
2 duze jajka
1 cukier waniliowy
40g cukru
300 g maki
1 lyzeczka proszku do pieczenia
1/2 lyzeczki soli
maslo lub olej do smazenia
100g swiezych lub mrozonych jagod

wykonanie:
Oddzielamy bialka od zoltek. Zoltka ubijamy z mlekiem, ricotta, cukrami i sola.
Make mieszamy z proszkiem do pieczenia, a nastepnie stopniowo dodajemy ja do masy mleczno-jajecznej. Ciagle mieszamy.
Na koncu ubijamy bialka ze szczypta soli i dodajemy do ciasta. Delikatnie mieszamy.

Rozgrzewamy patelnie, rozprowadzamy na niej maslo lub olej. Patelnie powinna byc bardzo goraca. Wylewamy na nia male placuszki ( na duzej patelni mieszcza sie 3 sztuki) i rozrzucamy na ciescie jeszcze zamrozone jagody. Smazymy przez okolo 1 minute az na powierzchni pojawia sie bombelki. Przekladamy na druga strone. Smazymy tez okolo 1 minute.
Za kazdym razem zanim nalozymy na patelnie kolejna porcje ciasta, wycieramy ja najpierw papierowym recznikiem, a nastepnie smarujemy maslem lub wlewamy odrobine oleju.
Smacznego!

piątek, 12 lutego 2010

Sloneczna zupa w pochmurny dzien



Pada snieg. Tej zimy nikogo to juz nie dziwi, bo pada co jakis czas.
Rano szukamy swego samochodu pod pierzynka z bialego puchu. Brodzimy w sniegu w drodze na parking. Jedynie Viki cieszy sie z trwajacej zimy. Sanki i niebieski kocyk ciagle czekaja w gotowosci. Viki nie daje im odpoczac.
Ja ciesze sie z dni kiedy sweci slonce. Lubie gdy lekki mroz szczypie mnie w policzki, a slonce rozpromienia moja twarz. Ale dzis slonca nie ma. Sa jedynie szare i bure chmury. Brrr jak nieprzyjemnie!
W taki dzien ciesze sie, ze nie musze nigdzie isc. No moze niezupelnie, bo jednak z domu wyjsc trzeba. Szybko jednak wracam z powrotem by w zaciuszu domowej kuchni przygotowac cos co poprawi moj nastroj. Dzis jest to sloneczny krem marchewkowy.





Krem marchewkowy

skladniki:
okolo 800g marchwi
3 lodygi selera naciowego
2 cebule
skorka z 1 cytryny
1 lisc laurowy
okolo 1 litr bulionu warzywnego
4 lyzki oliwy z oliwek
2 lyzeczki octu balsamicznego
sol, pieprz

wykonanie:
Na 4 lyzkach oliwy z oliwek podsmazamy przez 3 minuty pokrojona w plastry marchewke, seler, cebule. Po tym czasie dokladamy do rondla zest z cytryny, lisc laurowy i zalewamy calosc bulionem. Gotujemy 30 minut az warzywa zmiekna. Odkladamy kilka plastrow marchewki do dekoracji, a reszte miksujemy.
Doprawiamy octem balsamicznym, sola i pieprzem.
Krem rozlewamy do miseczek i dekorujemy marchewka. Mozna tez udekorowac paroma listkami miety.
Smaczego!


wtorek, 9 lutego 2010

Wisniowo-czekoladowa pokusa


To mialo byc leniwe popoludnie.
Slonce zagladalo do mieszkania, bylo cieplo i przyjemnie. Az trudno uwierzyc, ze na dworze panuje sroga zima. Gdy szlam rano po zakupy to troche zmarzlam. Po powrocie rozgrzalam sie herbata z sokiem malinowym. Wysprzatalam kuchnie i z lektura ostatniego numeru "Maxi cuisine" zasiadlam w fotelu.
Od razu w oko wpadl mi deser, ktory wydal mi sie idealny na ten dzien. Malo z nim roboty, to dobrze, bo nic mi sie nie chcialo. Ale na slodycze mialam wielka ochote. To zle, gdy o deserze mysle jeszcze przed obiadem, ale czasem pokusa jest zbyt silna, szczegolnie gdy patrze na apetyczne zdjecia. Zebralam sie w sobie, na chwile pokonalam mojego lenia i w pare chwil wyczarowalam przepyszny deser.
Niestety nie udalo mi sie wyczarowac tak apetycznych zdjec. Kazda moja proba konczyla sie fiaskiem. Jak na zlosc! A deser necil i necil, az w koncu poddalam sie, odlozylam aparat. Zdjec nie bedzie! Albo beda takie jakie beda, malo apetyczne, nieprzekonywujace, takie zwyczajne. Musicie uwierzyc mi na slowo, ze warto poswiecic pare chwil w kuchni by potem zanurzac lyzeczke w czekoladowo-wisniowej delicji i delektowac sie fantastycznym polaczeniem czekolady, smietanki i wisni.



Deser wisniowo-czekoladowy

skladniki:
400g wisni z syropu
180g ciasteczek amaretti
300ml kremowki
100g gorzkiej czekolady
kakao do posypania

wykonanie:
Czekolade kruszymy na kawalki i roztapiamy w kapieli wodnej. Odstawiamy na chwile by przestygla.
Kremowke ubijamy mikserem. Dzielimy ja na dwie czesci i do jednej dodajemy stopiona czekolade.
Wisnie odsaczamy z syropu i delikatnie miksujemy.
Ciasteczka amaretti kruszymy i na chwile zamaczamy je w syropie wisniowym.
Na dno kazdej ze szklaneczek lub pucharkow nakladamy polowe wisni. Na nie ukladamy pokruszone amaretti. Nastepnie kladziemy czekoladowa smietane pozostawiajac troche na ostatnia warstwe. Potem cala biala smietane, pozostale wisnie i reszte masy czekoladowej. Wszystko wyrownujemy i posypujemy kakao.
Smacznego!

sobota, 6 lutego 2010

Ser z piekarnika czyli fondue z bagietka



Przeprowadzka to ciezka sprawa. Najpierw starannie pakowalam wszystkie nasze rzeczy, by teraz rozkladac je w zupelnie nowych miejscach. Otwieram karton za kartonem, krzatam sie po mieszkaniu co chwila zmieniajac miejsce poszczegolnych przedmiotow. Z kazda chwila wszystko nabiera ksztaltow i powoli zaczynam sie tu czuc jak u siebie.
Staram sie tez zaznajomic z moja nowa kuchnia, ktora jednak daleka jest od mego idealu i mimo wszystko nie moze dorownac tez mojej starej kuchni, ktora zostawilam setki kilometrow stad.
Obecna jest duzo mniejsza wiec i pomiescic sie w niej mam problem. Nadrabia za to ladnym widokiem z okna, przez ktore z wielka przyjemnoscia obserwuje ruch uliczny. Samochody zwalniaja by co jakis czas przepuscic zaganianych przechodniow. Swiatla zmieniaja sie z czerwonego na zielone i znow zaczyna sie ruch az do chwili gdy kolejny przechodzien nadusi na magiczny przycisk. Caly ruch wtedy zamiera i tylko jakas staruszka wolnym krokiem chce przejsc na druga strone jezdni.
Nie moge sie powstrzymac od zerkania co chwila co nowego dzieje sie za oknem, ale potem znow wracam do gotowania.
Moje pierwsze potrawy w nowej kuchni sa raczej malo ambitne. Ciegle jeszcze gotowanie tu jest dla mnie wielkim wyzwaniem. Za kazdym razem szukam czegos po szafkach i marudze pod nosem, ze znow nie moge znalezc potrzebnej mi rzeczy.
Za jakis czas mam nadzieje, ze sie rozkrece i gotowanie bedzie dla mnie taka sama przyjemnoscia jak kiedys.
Tymczasem zapraszam na szybkie fondue, ktore bylo preteksem do wyprobowania nowego piekarnika.

¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨¨
Przy okazji pragne z calego serca podziekowac wszystkim tym, ktorzy w konkursie na Najlepszy Blog Roku 2009 oddali na mnie swoj cenny glos. Niestety nie udalo mi sie przejsc do kolejnego etapu, ale i tak zajelam zaszczytne 51 miejsce, co przy tak duzej liczbie startujacych blogow jest bardzo dobrym wynikiem. Jeszcze raz bardzo Wam dziekuje :)



Fondue z camemberta z bagietka

skladniki:
krazek sera typu camembert
swiezomielony czarny pieprz
ewentualnie czosnek granulowany
bagietka

wykonanie:
Ze sera scinamy gorna warstwe skorki. Zostawiamy brzek okolo 1cm. Ser posypujemy czarnym pieprzem i granulowanym czosnkiem.
Tak przygotowany ser wkladamy ponownie do pudelka wylozonego papierem do pieczenia lub oryginalnym papierem od sera. Nie przykrywamy go jednak od gory wieczkiem pudelka tylko calosc owijamy folia aluminowa.
Ser zapiekamy w nagrzanym wczesniej piekarniku do 200°C przez okolo 25 minut. Ser powinien byc lejacy.
Po upieczeniu odwijamy ser z folii aluminiowej, wyciagamy go z pudelka i podajemy z bagietka.
Smacznego!