expr:class='"loading" + data:blog.mobileClass'>

wtorek, 30 czerwca 2009

Uff jak goraco


Jestem truskawkoholikiem. Sama sie dziwie, ze publicznie robie takie wyznania.
Troche wstyd mowic o swoich nalogach, ale to wlasnie jeden z nich. Gdyby sie tak dobrze zastanowic to w kuchni, lodowce czy spizarnii znalazlabym ich jeszcze pare.
Sezon truskawkowy powoli dobiega konca, dzis tez jest ostatni dzien zabawy Olgi Smile pod tym samym tytulem.
A ja jako nalogowy zjadacz truskawek odczuwam pewnien niedosyt. Ale prawda jest taka, ze chocby sezon na truskawki trwal 3 miesiace to mi i tak byloby malo.
W tym roku okres truskawkowy wykorzystalam bardzo dobrze. Robiac rachunek sumienia stwierdzam, ze wlasciwie truskawki kupowalam codziennie. Robilam z nich niezbyt wymyslne rzeczy, bo tak naprawde lubie je w jak najbardziej naturalnej postaci. Uwazam, ze truskawki sa na tyle niesamowite, ze nie wymagaja wiekszej obrobki. Jednak jest cos czemu oprzec sie nie moge, a mianowicie zmiksowanym truskawkom. W tym sezonie robilam z nich sos do panna cotty i zamienialam w galaretke. Za kazdym tez razem miksowalam je na napoje, wsord ktorych moim ulubionym jest smoothie. Wariantow tego napoju jest tyle ilu kucharzy chodzi po swiecie. Im bardziej naturalny tym lepszy.Najwazniejsze jest to by byl on oparty na swiezych lub mrozonych owocach i warzywach w dowolnej kombinacji.
W upalne dni jak ten dziesiejszy schlodzone smoothie jest czyms o czym marze.



Smoothie truskawkowe

skladniki dla 2 osob:
okolo 300g truskawek
pare listkow miety
otarta skorka z polowy cytryny
1 lyzka brazowego cukru (opcjonalnie)
2 kostki lodu

wykonanie:
Wszystkie skladniki miksujemy ze soba i rozlewamy do szklanek.
Zeby napoj byl jeszcze zimniejszy mozna odstawic go na chwile do lodowki.
Smacznego!

piątek, 26 czerwca 2009

Bulka na zyczenie


Od samego rana za oknem bylo przepiekne slonce. Otwarlam wiec balkon na cala szerokosc, z dworu dobiegaly odglosy spiewajacych ptakow, rozmowy ludzi. Powedrowalam do przyleglej kuchni zasluchana w ten uliczny gwar i zabralam sie za wyrabianie ciasta.
Przed tygodniem zaskoczylam moja Rodzine pysznymi bulkami na sobotnie sniadanie. Wzbudzilam tym samym apetyty na kolejne wypieki. I tak na wyrazne zyczenie mojego Meza dzis zabralam sie za bulke wroclawska. Dla Niego jest to szczegolne pieczywo, zaklete sa w nim wspomnienia z dziecinstwa, z rodzinnego miasta.
I choc teraz za oknem zerwal sie wiatr, a deszcz leje sie strumieniami, na Jego twarzy maluje sie blogi usmiech. To znak, ze moja bulka, choc nieidealna, to jednak tak samo dobra jak ta sprzed wielu lat.



Bulka wroclawska
przepis pochodzi z Pracowni wyppiekow Liski

skladniki:
600 g maki pszennej
15 g drozdzy + 2 lyzeczki cukru
160 ml cieplego mleka (nie goracego)
12 g soli (okolo 1,5 lyzeczki)
200-220 ml wody
30 g oleju slonecznikowego

wykonanie
cytuje za Liska

Drożdże pokruszyć i zasypać 2 łyżeczkami cukru. Kiedy sie roztopią, dodać do ciepłego (nie gorącego mleka) i odstawić na chwilę, by 'ruszyły'.
Następnie do miski wsypać mąkę, na środku zrobić dołek, wlać drożdże, następnie dodać pozostałe składniki. Zagnieść ciasto - będzie miękkie i niezbyt klejące.

Ręcznie należy je wyrabiać ok. 15 minut, mikserem - ok. 7.
Wyjąć na oprószony mąką blat, uformować z niego kulę, delikatnie posmarować ją olejem i przełożyć do miski.
Przykryć folią i odstawić do wyrastania na 1-1,5h.
Wyjąć ciasto, lekko je spłaszczyć, podzielić na 2 części. Z każdej uformować podłużną, niezbyt cienką, bułkę.
Ułożyć na blasze wyłożonej papierem, przykryć ściereczką i zostawić do wyrastania na 45-60 minut.
Piekarnik nagrzać do 230 st C.
Na dno wsypać 1/2-1 szklankę kostek lodu. Kiedy się roztopią, naciąć bułki ostrym nożem lub żyletką, powierzchnię posmarować delikatnie wodą* i wstawić do piekarnika. Po 10 minutach, obniżyć temperaturę do 210 st C i piec kolejne 20-30 minut.
Jeśli wierzch bułek zbyt szybko się rumieni, przykryć je folią aluminiową.
Po upieczeniu posmarować jeszcze raz wodą i wstawić do wyłączonego, ale gorącego piekarnika na 3 minuty.
Ostudzić na kuchennej kratce.
Smacznego!

czwartek, 25 czerwca 2009

Podpatrzone ravioli ;)



Jakis czas temu na blogu Pieprz czy wanilia Malgosia prezentowala ravioli zapiekane w sosie pomidorowm. Jej zdjecia byly tak apetyczne, ze nie moglam przestac o nich myslec. Obiecalam wiec sobie, ze niech sie dzieje co chce, ale takie raviloi zrobie i ja.
Oczywiscie nie jest to wierna kopia dania proponowanego przez Malgosie, choc mocno sie nim inspirowalam :)



Ravioli z farszem ricotta w sosie pomidorowym

skladniki na ciasto:
  • 300g maki najlepiej krupczatki
  • 2 jajka
  • 2 lyzki wody
  • sol

skladniki na nadzienie:
  • 1 opakowanie serka ricotta
  • okolo 200g suszonych pomidorow
  • 2 lyzki orzeszkow piniowych
  • 2 lyzki startego parmezanu
  • 3 lodyszki swiezej bazylii
  • sol i pieprz do smaku

skladniki na sos:
  • 400g pomidorow z puszki
  • 3 galazki bazylii
  • 1 lyzeczka suszonego oregano
  • 2 zabki czosnku
  • sol, pieprz
  • odrobina cukru do smaku

dodatkowo
swieza lub wedzona mocarella (ja uzylam wedzonej)



wykonanie:
Ciasto
W mace robimy wglebienie, dodajemy jajka, sol i wode. Mieszamy wszystko widelcem, a potem zagniatamy gladkie ciasto. Gdy juz bedzie mialo prawidlowa konsystencje owijamy je folia spozywcza i odstawiamy na okolo godzine by odpoczelo.

nadzienie
Suszone pomidory odsaczamy z oleju i kroimy na drobna kosteczke. Bazylie drobno siekamy.
Orzeszki piniowe prazymy na suchej patelni, a nastepnie rozgniatamy.
Do serka ricotta dodajemy pomidory, bazylie i orzeszki, a takze starty parmezan. Doprawiamy do smaku sola i pieprzem.

Ciasto dzielimy na porcje i cienko walkujemy na dosc spore prostokaty.
Farsz nakladamy wzdluz dluzszej krawedzi ciasta, pozostawiamy odstepy miedzy kazda porcja. Nastepnie przykrywamy farsz reszta ciasta i za pomoca radelka wykrawamy ravioli.
Dokladna instrukcje jak postepowac z ciastem i jak wykrawac ravioli przedstawila na swoim blogu Malgosia.
Gotowe pierozki gotujemy w osolonym wrzatku przez 5 minut. Nastepnie odcedzamy.

Sos
Pomidory z puszki wraz z zalewa miksujemy razem z czosnkiem i bazylia. Nastepnie doprawiamy sos sola, pieprzem i odrobina cukru. Dodajemy tez oregano.

Na dno naczynia zaroodpornego wlewamy sos. Ma byc go tyle by przykryl dno naczynia. Nastepnie ukladamy ugotowane wczesniej ravioli, ktore polewamy reszta sosu, tak by sos dokladnie pokryl pierozki. Na wierzch ukladamy mocarelle porwana na kawaleczki.
Calosc zapiekamy w piekarniku nagrzanym do 180°C do chwili stopienia sie sera.
Smacznego!

poniedziałek, 22 czerwca 2009

Buleczki na sobotnie sniadanie



No i mam za swoje! Ale w sumie sama tego chcialam wiec teraz nie moge narzekac.
Cala zime obiecywalam sobie, ze bede piekla buleczki na sobotnie sniadania. Tymczasem zima minela, ba! minela nawet wiosna, a ja nic nie upieklam. Ciezko mi sie bylo zabrac za te bulki.
Az w koncu nadszedl dzien, ze sie przemoglam i w miniony weekend, z samego rana pieklam buleczki. Sobotenie sniadanie bylo wiec inne niz do tej pory. Moj Maz zachwycil sie bulkami, tak samo jak Latorosl.
A juz po sniadaniu padlo jedno pytanie: "to kiedy nastepne buleczki?" Yyyyyyy... buleczki...?
No i doigralam sie! Wiem, ze teraz Rodzinka mi nie da spokoju...



Buleczki, ktore rosna kiedy spisz

skladniki:
  • 500g maki
  • 25g drozdzy
  • 1 szklanka mleka
  • 25g stopionego masla
  • 1 lyzeczka soli
  • 1 jajko
  • mleko do posmarowania

Wszystkie skladniki musza miec temperature pokojowa.

wykonianie:
Ciasto zaczynamy przygotowywac wieczorem.
Drozdze rozpuszczamy z odrobina mleka, nastepnie dodajemy do nich sol, make, jajko, wystudzone maslo i reszte mleka. Wyrabiamy gladkie ciasto. Przekladamy na posypany maka blat i formujemy 12 okraglych buleczek.
Buleczki ukladamy na posmarowanej tluszczem i wysypanej maka blasze i wkladamy na noc do lodowki na dolna polke.
Rano buleczki smarujemy mlekiem i mozemy je posypac makem, slonecznikiem czy sezamem.
Pieczemy w 250°C przez 10 minut.
Smacznego!

przepis na buleczki podpatrzylam na blogu Majanki :)

środa, 17 czerwca 2009

Knedle twarogowe z truskawkami



-->
"Mamsiu, a co dzis jest na obiad?" - to pytanie zadaje mi Viki za kazdym razem jak wracamy z przedszkola.
Droga mija nam pod znakiem roznych pytan, Ona zawsze pyta o to samo.
Ja wypytuje Ja jak bylo w przedszkolu, w co i z kim sie bawila. Czasem musze sie niezle nameczyc by sie czegos wiecej dowiedziec, a odpowiedzi bywaja przerozne. Bywaja takie nie z tej Ziemi i musze sie bardzo starac by nadazyc za wyobraznia mojego dziecka.

Lubie tez czasem podraznic sie z Viki i nie zdradzam do konca co bedziemy jesc danego dnia. Gdy ostatnio odpowiedzialam Jej, ze beda knedle to zaraz padlo nastepne pytanie: "A co bedzie w srodku?" Moja odpowiedz, ze bedzie niespodzianka nie byla ta, ktora dziecko spodziewalo sie uslyszec i az do samego dmu bylo wielkie zgadywanie jaka niespodzianka kryje sie w knedlach. Co to tez moje dziecko wymyslalo, a ze grzybki, a to ze kwiatki, a moze Cosiek ( wtajemniczeni wiedza, ze Coska mozna spotkac w Klubie Przyjaciol Myszki Mickey ;) )
Alez to bylo wielkie odkrycie, gdy knedle znalazly sie juz na naszych talerzach i gdy po przekrojeniu, nagle okazalo sie, ze ta niespodzianka sa truskawki.



Twarogowe knedle z truskawkami

skladniki na okolo 16 knedli
  • 2o0g miekkiego twarogu
  • 2oo g maki krupczatki
  • 1 zoltko
  • 0,5 szkanki mleka
  • sol
  • 16 malych truskawek

dodatkowo
  • 4 lyzki masla
  • 2 lyzki brazowego cukru
  • 4 lyzki posiekanych orzechow wloskich

wykonanie:
W misce mieszamy ze sobia twarog, make, zoltko i mleko. Mleka ma byc tyle by sie skladniki polaczyly.
Ciasto walkujemy na grubosc 1 cm i kroimy na kwadraty. Umyte i osuszone truskawki zawijamy w kwadraty formujac knedle.
W garnku gotujemy osolona wode i wkladamy knedle, ktore gotujemy 3-4 minuty, az do chwili gdy wyplyna na powierzchnie. Wyjmujemy lyzka cedzakowa.

Mozemy je podac z cukrem i smietana, ale ja podalam je z prazonymi orzechami wloskimi.
Pomysl zaczerpnelam od Asi z Kwestii smaku. Orzechy razem z cukrem podsmazamy na patelni, a gdy sie zrumienia dodajemy maslo. Mieszamy i razem chwile podsmazamy. Odsaczone knedle obtaczamy w orzchowej panierce. Ja niestety polalam moje knedle tymi orzechami i efekt juz nie byl ten sam, ale i tak wszystko smakowalo wspaniale.
Smacznego!

Knedle twarogowe z truskawkami to moja kolejna propozycja w ramach zabawy "Sezon truskawkowy"

wtorek, 9 czerwca 2009

Wiosenne placuszki


Gdy za oknem tak jak dzis pada deszcz, wiatr zacina, ze az strach z domu wyjsc, gdy wiosna jest tylko w kalendarzu, ja zapraszam ja do domu.
Kupuje kwiaty i stawiam na stole w salonie. Czekam, moze ich zapach wypelni powoli dom.
Albo zagladam do kuchni by tam przygotowac cos pysznego, cos co przypomni mi choc na chwile, ze ta wiosna jednak gdzies jest, moze tylko zbladzila na chwile.
Znajduje przyniesione przyadkiem ze sklepu karteczki z wiosenna kuchnia dla dzieci, a potem z pomoca malych raczek myje cukienie. Powoli obieramy marchewke by sie nie skaleczyc. A na koncu zalewam sie lzami przy nieszczesnej cebuli, a Viki przytula mnie jak zawsze zebym tylko nie plakala.
Po chwili juz razem mieszamy wszystkie skladniki, brudzimy przy tym i siebie i szafki w kuchni. Ale czegoz sie nie robi by choc na chwile wiosna zagoscila na naszych talerzach...



Wiosenne placuszki z cukini

skladniki:
  • 2 cukinie
  • 2 marchewki
  • 3 jajka
  • 1 cebula
  • 3 lyzki posiekanej natki pietruszki
  • sol, pieprz
  • szczypta galki muszkatalowej
  • oliwa do smazenia

wykonanie:
Marszewke obieramy, cukinie dokladnie myjemy. Nastepnie warzywa scieramy na tartce z duzymi oczkami. Odciskamy z nich nadmiar wody.
Do warzyw dodajemy jajka, posiekana cebule, pietruszke i przyprawy.
Odstawiamy na chwile.
W tym czasie na patelni rozgrzewamy oliwe, a nastepnie nakladamy lyzka placuszki. Smazymy na zloty kolor z obu stron.
Smacznego!

piątek, 5 czerwca 2009

Z tesknoty za pewnym ciastem


Kilka dni temu, gdy prezentowalam panna cotte ze sosem z truskawek, za sprawa komentarza Malgosi z bloga "Pieprz czy wanilia", przypomnialam sobie o moim ulubionym ciescie z truskawkami.
Co roku gdy mieszkalam jeszcze w Polsce moja Mama robila dla mnie to ciasto na imieniny. Ja zawsze sie martwilam, ze zabraknie truskawek, wszak imieniny mam na samym koncu truskawkowego sezonu. Mama dokladala wszelkich staran by na ta okazje zdobyc potrzebne owoce i w ten sposob robila mi najwieksza przyjemnosc tego dnia.
Oczywiscie ja od razu zatesknilam za tym ciastem, w myslach przywolywalam jego smak. Wlasciewie bylam juz gotowa zrobic sobie to ciasto sama, ale tu powstal problem. Nie posiadalam wystarczajacej ilosci galaretki truskawkowej. U mnie to towar deficytowy, ktory przywoze sobie czasem z Polski. Jakos przez te wszystkie lata nie doszukalam sie galaretki we francuskich sklepach.
Przeszukalam doskladnie moja spizarnie i znalazlam 2 opakowania galaretki i zaraz tez wymyslilam jak odtworzyc smak mojego ulubionego ciasta w deserze. Tak oto powstalo moje dzisiejsze dzielo.



Pianka truskawkowa z galaretka z truskawek

skladniki na 6 szklaneczek
  • 2 galaretki truskawkowe
  • 500g truskawek
  • 0,5 szklanki brazowego cukru
  • 250ml kremowki
  • ewentualnie 1 lyzeczka zelatyny

wykonanie
Kazda galaretke z osobna rozpuszczamy w 1 szklance wody.
Truskawki miksujemy z cukrem, a nastepnie gdy galaretki sie juz lekko sciagaja jedna z nich dodajemy do truskawek. Jesli truskawki sa bardzo wodnite to mozna rozpuscic w jednej galaretce dodatkowo 1 lyzeczke zelatyny.
Gotowa galaretka z truskawkami napelniamy szklaneczki. Mozemy rozlac cala galaretke lub podzielic ja na dwie porcje. Szklaneczki odstawiamy do lodowki.
Nastepnie ubijamy mikserem kremowke i dodajemy do niej druga galaretke. Dokladnie mieszamy.
Gdy galaretka z truskawek bedzie juz na tyle sztywna, ze nic sie w niej nie utopi wlewamy na nia warstwe kermowki i znow odstawiamy do lodowki do zastygniecia. Masa smietanowa scina sie dosc szybko. Na koncu wlewamy reszte galaretki i znow odstawiamy do lodowki.
Smacznego.



Ten deser to moja kolejna propozycja na trwajacy wlasnie "Sezon truskawkowy", zabawe zorganizowana przez Olge Smile.


czwartek, 4 czerwca 2009

Ryba z reklama w tle



"Ryba wplywa na wszystko" - ta reklame ostatnio dosc czesto widywalam w polskiej tv. Pozniej chodzilam po domu i pod nosem podspiewywalam sobie piosenke, ktora slychac w tle. Musze przyznac, ze ona przesladowala mnie az do bolu.
Zaczelam sie nawet zastanawiac jak czesto jadamy rybe i dochodze do dosc zadowalajacych wnioskow. Otoz przynajmniej raz na tydzien udaje mi sie przyrzadzic danie rybne.
Ale z ta ryba nie jest wacle tak latwo, bo moja Corka nie bardzo lubi ja jesc. Jakos udaje mi sie przemycic biale ryby, ale na przyklad losos jest zdecydowanie na "nie". Nie zrazam sie jednak i ciagle probuje.
Staram sie przyrzadzac rybe na rozne spsoby, a noz przypadnie Viki do gustu. Kilka takich przepisow zamiescilam juz na blogu. Jednak najczesciej, bo tez najchetniej taka rybe je Viki, robie klasyczne filety smazone lub gotowane na parze. Zawsze takiej rybie towarzyszy jakis inny dodatek, cos co wyroznia ta konkretna rybe od jej poprzedniczki z ubieglego tygodnia.
Lubie gdy dodatki maja wyrazne smaki. Taki wlasnie jest krem z bialej fasoli. Wyprobowalam go juz dawno, ale potem o nim zapomnialam. Teraz odswiezam w pamieci przepis.
Jak dla mnie sam krem nie jest zly, nie zachwycila mnie jednak az tak bardzo i moze wlasnie dlatego o nim zapomnialam. Posmakowal za to bardzo mojemu Mezowi i dlatego tez dzis dziele sie przepisem. Moze jeszcze komus zasmakuje tak bardzo jak Jemu.



Ryba z kremem fasolowym z pomidorami i bazylia

skladniki:
  • 2 puszki bialej fasoli (2x250g)
  • 10 lyzek sosu sojowego
  • 4 lyzki oliwy
  • 2 lyzki occtu z bialego wina
  • 4 pomidory
  • peczek bazylii
  • czarny pieprz swiezo mielony
  • dodatkowo smazone filety z bialej ryby

wykonanie:
Fasolke odsaczyc na sicie, a nastepnie dwie trzecie zmiksowac z sosem sojowym, oliwa i octem.
Pomidory zaparzyc we wrzatku, przelac zimna woda i obrac ze skorki, przeciac na pol, wydrozyc gniazda nasienne. Miazsz pokroic w kostke.
Listki bazylii posiekac.
Krem fasolowy wymieszac z reszta fasoli, pomidorami i bazylia.

Krem podawalam z filetami z bialej ryby smazonej na patelni, ale tez mozna go podac do krewetek.
Smacznego!



Ten przepis to moja propozycja na akcje "Ryba jest dobra na wszystko"

wtorek, 2 czerwca 2009

Wyjatkowy miesiac



Ten wyjatkowy miesiac to dla mnie maj. I chociaz mamy juz czerwiec w kalendarzu to ja jeszcze na chwile zatrzymam sie w maju. Jest to bowiem czas niezwykly w mojej rodzinie, obfitujacy w wazne dla nas rocznice i swieta. Przez caly ten miesiac bardzo plynnie przechodzimy z jednej okazji w druga. Na samym koncu zas czekaja na nas dwa rownie mile swieta.
Pierwsze z nich to Dzien Matki.
Ja mam to szczescie, ze Dzien Matki obchodze podwojnie. Zawsze jako pierwsze jest to wedlug polskiego kalendarza, 26 maja. Drugi raz to znow francuski Dzien Matki, ktory tu akurat jest swietem ruchomym i w tym roku bedzie dopiero 7 czerwca.
Moje pierwsze swieto Mamy bylo 3 lata temu, gdy Vikunia miala zaledwie 2 tygodnie. Wtedy podobnie jak rok pozniej to Tatus zadbal o to bym tego dnia poczula sie wyjatkowo.
W tym roku Tatus juz nie pomagal i moja Mala Pociecha sama nazbierala dla mnie kwiatki.



Ten specjalny bukiecik polnych kwiatkow i slodki calus w policzek byly najcudowniejszym prezentem jaki moglam sobie wymarzyc. Takie chwile sa jak zaczarowane i w jednej sekundzie potrafie zapomniec, ze jeszcze dzien wczesniej moje niegrzeczne dzecko dzialalo mi na nerwy.

Drugie swieto, o ktorym mysle to Dzien Dziecka i chociaz przypada na pierwszy dzien czerwca, to jest wspanialym zwienczeniem naszych majowych uroczystosci. Od poczatku staramy sie by ten dzien byl dla Viki wyjakowy, spedzony inaczej niz zwykle. Chcemy umiec cieszyc sie czasem spedzonycm wspolnie, cieszyc sie tym co ulotne.
W tym roku obiecalismy Viki wspolna wyprawe na lody, ktore Ona uwielbia, a ktorych nie jada zbyt czesto. Niestety z powodu wlasnie zakonczonej choroby musielismy zamienic lody na cos zupelnie innego. Jak sie okazalo piknik, na ktory wybralismy sie w nasze ulubione miejsce okazal sie rownie fajny jak lody.



Ale zeby nie bylo, ze tego dnia obylo sie bez slodkosci, to dla mojego drugiego "dziecka"( bo moj Maz to przeciez tez dziecko, jak kazdy facet, ktory okazuje sie byc duzym dzieckiem), przygotowalam male co nie co. Ulubiony deser jakim jest panna cotta.



Panna cotta ze sosem truskawkowym

skladniki:
  • 500 ml smietanki 30%
  • 1 kieliszek amaretto
  • 4 lyzeczki zelatyny
  • 70g drobnego cukru
  • 1 laska wanilii
  • okolo 250g truskawek

wykonanie:
Smietanke wlewamy do rondelka razem z cukrem i amaretto. Laske wanilii przecinamy na pol i nozem wydrazamy z niej pestki. Dodajemy je do smietanki, wrzucamy tez przecieta laske wanilii. Podgrzewamy do zagotowania. Zelatyne rozpuszczamy w 10 ml goracej smietanki.
Wyciagamy z podgrzanej smietanki laske wanilii i dodajemy rozpuszczona zelatyne. Mieszamy wszystko dokladnie, a nastepnie rozlewamy do miseczek*. Odstawiamy do lodowki do zastygniecia.
Panna cotte podajemy z sosem ze zmiksowanych truskawek z dodatkiem cukru. Pozostawiamy pare truskawek w calosci do dekoracji.
By deser lepiej wyciagnac z miseczki lub foremki trzeba je wlozyc do wrzatku na kilka sekund.
Smacznego!

* Ja rozlalam moja panna cotte do 2 szklaneczek, a reszte do foremek. Gotowy deser podalam wiec na dwa sposoby: jeden w szklaneczkach, gdzie na gore wlalam sos truskawkow i drugi na talerzykach, wylozylam pana cotte i wokol polalam sosem.

Tym deserem otwieram na moim blogu miesieczna zabawe Olgi Smile "Sezon truskawkowy"
Zmiksowane truskawki to wlasciwie nic szczegolnego, ale sa doskonalym dodatkiem do deseru jakim jest panna cotta.